Uwaga
  • Lack of access rights - File '/images/WielkiPost/dk19/e7.jpg'
  • Lack of access rights - File '/images/WielkiPost/dk19/e7.jpg'
Błąd
  • Błąd podczas ładowania danych z kanału informacyjnego
  • Błąd podczas ładowania danych z kanału informacyjnego

Droga Krzyżowa ulicami Starych Pieścirogów - rozważania

W piątek 12 kwietnia na ulicach Starych Pieścirogów przeżyliśmy Drogę Krzyżową. Rozważania czytała młodzież, dzieci i dorośli. Krzyż nieśli przedstawiciele wszystkich wiosek i grup duszpasterskich. Zamieszczamy tekst rozważań naszej parafialnej Drogi Krzyżowej z propozycją, by jeszcze raz, może w ciszy swego domu, "przejść" drogą Jezusa, zamyśleć się, odnieść do swojego życia, duchowo przygotowując się do przeżycia Triduum Paschalnego i Świąt Zmartwychwstania. W Drodze Krzyżowej wzięło udział ok. 200 osób. Serdeczne Bóg zapłać wszystkim czytającym rozważania, niosącym krzyż i służbie liturgicznej. Wszystkim uczestnikom za atmosferę skupienia i powagi.

Wstęp

Na krzyżu Syn Boży pojednał się z Ojcem i chce, aby każdy z nas osobiście włączył się w to pojednanie. Przez Apostoła Pawła woła do nas: „W imię Chrystusa prosimy, pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5, 20). Ustanowił specjalne narzędzie pojednania grzesznego człowieka z Bogiem, to jest chrzest, a dla tych, którzy zgrzeszyli po przyjęciu chrztu, sakrament pokuty.

W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą. W Chrystusie, który dla nas stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej, śmierci najbardziej okrutnej
i poniżającej, jaką wymyślił człowiek. Jednak przez nieustanne nieposłuszeństwo człowiek odrywa się od Boga, źródła wszelakiego szczęścia. Skutkiem tego nieposłuszeństwa jest grzech. To twój, mój grzech, to nasze grzechy były przyczyną tak okrutnych cierpień Syna Bożego. To grzech uniemożliwia nam prawdziwe pojednanie się z Bogiem.

Żaden jednak człowiek nie jest tak zły, aby pozbawiony był możliwości poprawy i pojednania się z Bogiem. Nikt na świecie nie upadł tak nisko, aby nie mógł powstać i poprawić się. Przy Bożej pomocy trzeba tylko tego bardzo chcieć. Trzeba nawrócić się, wyznając grzechy. Bez wyznania grzechów nie ma pojednania się z Bogiem i bliźnimi.

Dzisiejsza Droga Krzyżowa niech więc stanie się drogą wiodącą do pojednania się naszego z Bogiem przez wyznawanie win. Trasa, którą przebędziemy rozpatrując stacje Męki Pańskiej, niech będzie doświadczeniem pokutnym, pobudzającym nasze sumienia, prowokującym do odpowiedzi na pytanie: jak długo będę ustawicznie krzyżować moimi grzechami Jezusa Chrystusa? Jak długo zamierzam nie jednać się z Bogiem? Czy stać mnie na pojednanie? Niech ta droga stanie się naszym strzegowskim, swoistym rachunkiem sumienia. Bez niego i bez wyznania grzechów nie będzie pojednania.

Stacja I – JEZUS SKAZANY NA ŚMIERĆ

Prokurator Piłat, namiestnik cezara dla Palestyny, wyszedł powoli i spokojnie na balkon twierdzy. Za nim idzie kilku żołnierzy, a pomiędzy nimi więzień – Jezus z Nazaretu. Za chwilę okaże się, co z nim zrobią. Plac uciszył się, chcąc poznać decyzję prokuratora. Piłat natomiast usiadł na swoim miejscu i ze spokojem głośno powiedział: Oto człowiek. To zabrzmiało jak wyrok, bo w końcu to był wyrok śmierci krzyżowej.

Jezu, nie musiałeś przyjmować tego wyroku, ale stałeś tam, z zadziwiającym spokojem przyjmując najbardziej poniżającą karę, jaką znało Cesarstwo Rzymskie. Czy tak musiało się stać? Musiało być to początkiem przeogromnego cierpienia?
Musiało, bo nadal kłamiemy niczym na pełnym zakłamania sądzie u Piłata. Oszukujemy siebie, sąsiadów, nauczycieli, państwo, Polskę. Tolerujemy nadużycia finansowe własne i władzy. Kradniemy co się da – samochody, rzeczy, uczucia, rezultaty czyjejś pracy. Niesumienność w naszej pracy i zaniedbywanie obowiązków jakże często dla wielu z nas jest nadal normą. Nieobce jest nam najpospolitsze zdzierstwo.

Jezu, przebacz! Jezu, nie wydawaj się ponownie na sąd! Oczyść nasze umysły i serca ze skłonności do plotek, obmów i potwarzy! Postaw straż na bramach naszych ust, byśmy byli po prostu prawdomówni.

Stacja II – JEZUS OBARCZONY KRZYŻEM

Dwóch żołnierzy z mozołem wyciąga z magazynów twierdzy Antonia masywną belkę. Skazaniec musi sam ją zanieść na miejsce kaźni. To początek widowiska. Droga wprawdzie nie była długa, ale dla człowieka już umęczonego rozpoczynała się straszliwa męka.

Jezu, wyruszyłeś na Golgotę. Widziałeś po drodze ludzi, którzy jeszcze kilka dni temu wiwatowali na Twoją cześć. Czy ja byłem wśród nich? Pewnie tak... Proszę Cię, daj mi łaskę abym stale był przy Tobie. Wtedy gdy moje serce przepełnia radość i kiedy doświadczasz mnie cierpieniem. Nie cierp z mojego powodu...
Musisz, Jezu, cierpieć, bo wokół wiele fałszywej radości – reklamowych złudzeń, konkursów piękności, cudownych recept na długowieczność. Kiedy prowadzi to do upadku, okazuje się, że nie jesteśmy winni. Pierwszy grzech człowieka to skutek oziębłości, obojętności i niewdzięczności, to odrzucanie natchnień i łask Bożych, to lekceważenie obowiązków religijnych. To uczestnictwo w lekcjach religii z wyrachowania – dla świstka do bierzmowania czy małżeństwa. To brak kultury osobistej. A to wszystko takie pozornie mało ważne, niegrzeszne, a Ty, Jezu, cierpisz...

Pierwszy grzech zdaje się być czymś nieznaczącym, ot, drobna przyjemność... Ty jednak, Jezu, idziesz na śmierć. Czy świadom jestem tego, że moje pozornie niewinne grzeszki to początek mojej drogi na wieczne zatracenie?

Stacja III – JEZUS UPADA PIERWSZY RAZ  

Musiał się przewrócić. To na pewno nie pierwszy i nie ostatni upadek. Parę kopniaków legionistów i ponaglanie tłumu skutecznie pomogło, podniósł się, choć widać, że z trudem.

Jezu, każdy twój upadek wywoływał tylko szyderstwo i wrzask ludzi. Chyba nic nie mówiłeś. Wiedziałeś, że każdy szyderczy okrzyk to stopień do odkupienia. Proszę Cię Panie, daj mi łaskę docenienia twych upadków, bo ileż razy więcej ja upadam...
Upadamy, a lista przyczyn naszych upadków jest przeogromnie długa. Pierwszy upadek Jezusa jest bezpośrednim rezultatem niesprawiedliwego wyroku. Skutki naszych niesprawiedliwych wyroków wydawanych na bliźnich to nienawiść
w rodzinach i życiu publicznym, to gniew. To chęć zemsty na innych, a nie dar przebaczania. To intrygi w pracy, wśród kolegów i koleżanek. To zawiść, że jeden pracuje i coś z tego ma, a ja nic nie robię, więc dlaczego nie mam? To niezdrowa atmosfera roztaczana wokół wielu osób. To już upadek... To świadome życie w grzechu. Więc jeśli z tak zatrutymi umysłami i sercami idziemy dziś z Jezusem, to nie dziwmy się, że o­n musiał upaść.

Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu!

Stacja IV – JEZUS SPOTYKA SWOJĄ MATKĘ

Czasami, gdy widzimy tłum wydaje się, że jest to jednolita masa, tak samo myśląca i działająca. Często tak bywa. Jednak tutaj, po tej jerozolimskiej ulicy, za Jezusem kroczyła grupa ludzi jakby niezainteresowanych wydarzeniem. Sprawiali wrażenie, że znaleźli się tam przypadkiem. W pewnym momencie, z tej grupy zaczęła się przeciskać do przodu jakaś kobieta. Było tam bardzo ciasno, ale udało się jej dopchać. Podbiegła do Nazarejczyka i przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy. Niby zwykła wymiana spojrzeń, ale jednak była to wymiana pełna czułości i serdeczności. To była Jego Matka...

Przypomnij sobie swoją matkę, która w milczeniu ogarnia cię wzrokiem pełnym czułości. Przypomnij sobie ojca, który choć groźny i wymagający, troszczy się o byt rodziny i o twoją przyszłość. Przypomnij sobie krzyż, jaki włożyłeś im na ramiona: twoje nieposłuszeństwo, twój bunt, grzeszne krytykanctwo, często bluźnierstwa i zniewagi. Przypomnij sobie innych ojców i inne matki – tych, co z racji społecznych funkcji wspomagają wysiłki twoich rodziców. Przypomnij sobie znerwicowanych z powodu twojego aroganckiego zachowania nauczycieli. Przypomnij sobie duchownych, których z lubością wypada obmówić, o coś posądzić...

Jezu, jakże byłeś szczęśliwy, widząc w cierpieniu solidaryzującą się z Tobą Matkę! Czy gdy ja będę kiedyś cierpieć, spotkam chętnych do pomocy matkę, ojca, księdza, nauczyciela, jakiegoś bliskiego człowieka? Czy będę tego godzien?

Stacja V – SZYMON CYRENEJCZYK POMAGA JEZUSOWI W NIESIENIU KRZYŻA

Jezus szedł do przodu, ale było do przewidzenia, że nie dojdzie na Golgotę dźwigając taki ciężar. Belka po prostu wyleciała mu z dłoni i z hukiem przetoczyła się kilka metrów po bruku. Dowódca egzekucji chwycił nagle jakiegoś człowieka, który zaskoczony tym „wyróżnieniem” nawet nie protestował, że żołnierz kazał mu nieść belkę za więźnia. Nazywał się Szymon i pochodził z Cyreny. Niósł, bo musiał.

Jezu, Ty potrzebowałeś pomocy drugiego człowieka aby mimo swojej niechęci a nawet sprzeciwu pomógł Ci dotrzeć na miejsce kaźni. Daj mi Panie być otwartym na potrzebujących mnie, nie odmawiać pomocy...

Rzeczywiście, Szymon Cyrenejczyk pomógł i my musimy pomagać innym. Ale przecież kazali, to niósł krzyż. Niósł, bo musiał. A my często ani musimy, ani chcemy żyć tak jak życzyłby sobie tego Bóg. Grzech zaniechania – Szymon nawet pod przymusem go nie popełnił. Stał się symbolem właściwej postawy chrześcijańskiej względem bliźniego. Grzech zaniechania to rak toczący współczesną duchowość chrześcijańską. Po co się angażować w jakąś Akcję Katolicką, skoro i bez niej jestem katolikiem. Po co włączać się w życie publiczne, skoro ja i tak swoje wiem najlepiej. Po co dawać na biednych, skoro ja ciężko pracuję i mnie nikt nic nie daje. Po co iść w niedzielę do kościoła, skoro msza jest w radio czy telewizji... Stale otoczeni jesteśmy podszeptem szatana, który podsuwa pytania typu „po co?”.

I tak oto, z powodu moich zaniechań, musi trafić się jakiś Cyrenejczyk, który Ci pomoże dźwigać krzyż, bo ja nie chcę, bo niby po co...

Stacja VI – WERONIKA OCIERA TWARZ JEZUSOWI

Krzyk tłumu narastał wraz ze zbliżaniem się do celu, jakim była Golgota. Każdy chciał przynajmniej Jezusa raz kopnąć lub plunąć na niego. Ludzie przepychali się do przodu i mimo kordonu żołnierzy, wielu udało się dostać do niego, aby zadać dodatkowy ból temu jakoby bluźniercy, który podawał się za Syna Bożego. Wśród tych ludzi jedna kobieta dostała się w Jego pobliże i wykorzystując zamieszanie, podbiegła i kawałkiem materiału otarła Mu twarz z potu i krwi, zanim legionista energicznym ruchem nie pchnął jej w tłum.

Jezu, mało kto odważył się dać Ci chwilę ulgi. Pewnie w tłumie szło wielu, których uzdrowiłeś, ale żaden nie zdecydował się na taki gest. Tylko o­na, Weronika... Podziękowałeś jej...

Jaki ma być pierwszy krok po spowiedzi, po zadośćuczynieniu, do pojednania naszego z innymi ludźmi zwłaszcza? Chyba przestać być niewdzięcznym. Wdzięczność stała się dziś jakby zapomnianym uczuciem. Najmniej jesteśmy wdzięczni tym, którzy, jak Weronika, zrobią coś bezinteresownie. Z takich się kpi. Niewdzięczność to częsty grzech główny młodzieży. Ja się na świat nie prosiłem, więc mi się należy... Kłaniaj się nauczycielowi, bo cię zapamięta i się odegra... Dziś tylko liczy się pieniądz... Seria argumentów, która uzasadnia nasz brak wdzięczności. Życzliwość i uśmiech na co dzień podobno nic nie kosztuje, wyciągnięcie ręki niczym u Weroniki jej chusta też nic nie kosztuje, ale ja pierwszy ręki nie wyciągnę, nie powiem dziękuję. Dlaczego więc mam tylu wrogów? Jak tu się pojednać z innymi? Dlaczego w pobliżu nie ma mojej jakiejś Weroniki?

Panie Jezu, dlaczego o­na to zrobiła? Dlaczego otarła Ci twarz z narażeniem życia? Była za coś wdzięczna, za życie wieczne...

Stacja VII – JEZUS UPADA DRUGI RAZ       

Już niedaleko do bramy miasta. Jeszcze kilka uliczek i wszyscy wyjdą na otwartą przestrzeń przed miejskimi murami. Widać, że Jezus idzie już ostatkiem sił. Upada, ale to zrozumiałe. Przecież to ponad ludzkie siły. Oddycha ciężko, nieregularnie. Wiele drobnych ran na całym ciele daje mu się we znaki. Upływ krwi, zakażony organizm od brudu ulic, w zasadzie mógłby już tu umrzeć. Żołnierze podnoszą go i popychają dalej smagając biczami:

- Ruszaj się, naprzód, szybciej, bluźnierco!

Jezu, Twój kolejny upadek był jeszcze boleśniejszy od poprzednich. Przyjąłeś te cierpienia świadomie i dobrowolnie. Za mnie. Dziękuję Ci za to Panie. Ja nie miałbym odwagi, aby to znieść. Nie wziąłbym tego krzyża.

Grzech rozrywa więź łączącą mnie z Bogiem. Zwłaszcza grzech ciężki. Jezus upada nadal po raz drugi, bo to my Go nie oszczędzamy. Chcielibyśmy się pojednać z Bogiem i ludźmi, ale nie możemy z czegoś zrezygnować. Sierpniowe miesiące abstynencji, a pijaństwo szerzy się nadal, ogarniając zwłaszcza młodzież. W katolickim kraju debatuje się nad prawem do zabijania nienarodzonych. Serwisy informacyjne przepełnione opisami zbrodni, handlu narkotykami, nawet na naszych strzegowskich ulicach różne rzeczy widać: podchmieleni młodzieńcy i dziewczęta, wulgarny język, pycha, kpiny z czyjejś religijności – nieustanne dawanie powodu Jezusowi, by ciągle upadał. Nie doprowadzą nas do pojednania z Bogiem nasze upadki. Trzeba zrezygnować z grzechu. Trzeba nawrócić się, to znaczy zmienić kompletnie swoje życie.

Jezu, ześlij Ducha swojego na naszą parafialną ziemię i nieustannie prowadź nas ku nawróceniu!

Stacja VIII – JEZUS UPOMINA PŁACZĄCE NIEWIASTY

- Jezusie! Jezusie! - krzyczał ktoś w zaułku ulicy.

- Cicho bądźcie, zamilczcie. Krzyżujemy bluźniercę, podającego się za Mesjasza.
Jednak Jezus przystanął. Zobaczył je, pobożne niewiasty jerozolimskie. Spojrzał na nie, wyszeptał parę słów. o­ne odeszły, ale jakieś inne, zamyślone...

Jezu, czasem płaczę jak te kobiety i myślę wtedy, jaki straszny jest ten świat i jacy okropni są ludzie, którzy na nim żyją. Jednak daj mi, Panie, łaskę, abym przez chwilę zastanowił się nad samym sobą i nad sobą uronił choćby jedną łzę.

Może w naszych dotychczasowych rozważaniach, snutych tu na ulicach Starych pieścirogów, popełniany jest jakiś błąd. Kiedy mówimy o pojednaniu, o nawróceniu, o grzechach wymienianych tu w stylu rachunku sumienia, to najczęściej zapewne mamy na myśli innych, nie siebie. Nie płaczemy nad sobą, nie płaczę nad sobą, bo popełniam grzech pychy, którego podstawą jest przekonanie o własnej doskonałości. A kim ja jestem uważający się za porządnego katolika, dobrego człowieka, wzorowego Polaka? Jestem widzącym źdźbło w oku bliźniego, a nie dostrzegającym belki w swoim. Zabrzmi to dziwnie, ale by myśleć należycie o pojednaniu z Bogiem i ludźmi, wpierw muszę pojednać się z samym sobą, czyli wyzbyć się pychy i egoizmu.

Spraw, Jezu, bym zapłakał nad samym sobą!

Stacja IX – JEZUS UPADA TRZECI RAZ

- Nie wstanie. To niemożliwe. Mówił, że świątynię zburzy i w trzy dni ją odbuduje, a teraz nie może dojść na Golgotę - krzyczał ktoś szyderczo. Żołdacy podnieśli Go i pchnęli do przodu. Powinien się jakoś doczołgać, nie zostało już przecież wiele drogi...

Jezu, Twa miłość do nas przekracza wszelkie wyobrażenia, bo przecież kto o zdrowych zmysłach zgodziłby się na taką śmierć, nie próbując się nawet bronić. To tajemnica Twojej - Bożej miłości. W niej kryje się to, że Twój Ojciec daje nam tyle okazji, aby Ci dziękować. Bo Twoje upadki podnoszą mnie z moich i dają mi kolejne dni, abym bardziej kochał.

Kochać – jak i kogo? Już wymienialiśmy rodziców, sąsiadów, biednych, kolegów i tak dalej, jako bliźnich naszych. A tu trzeci upadek i potęgujące się cierpienie. Jezus przypomina nam o grzechu braku miłości do Boga. o­n jest moim Stwórcą, moim Ojcem, moim Panem, mówimy „Ojcze nasz”. Jak kocham Boga? Zapewne co niedziela w supermarkecie, na rybach, na grzybach, bo podobno Bóg jest wszędzie. Dlaczego nie odwiedzam domu Ojca mego? Dlaczego szybciej przyklasnę wrogom Kościoła jak jego przyjaciołom? Szukam zgody i harmonii, pojednania ze światem, walczę o prawa zwierząt i człowieka, o wspaniały świat, ale bez Boga. Trzeci upadek jest najbardziej dramatyczny, bo dokonujący się w wielkim cierpieniu. Bo to upadek za nasze grzechy popełnione wprost wobec samego Boga.

Jezu, czy ten świat opamięta się na tyle, by dostrzec Twoje bezgraniczne poświęcenie się Ojca dla swoich Bożych dzieci?

Stacja X – JEZUS ODARTY Z SZAT

Wreszcie doszli. Rozpoczyna się właściwa część egzekucji. Do pracy przystępują wykwalifikowani rzymscy kaci. To nie pierwsza ich tego typu robota. Wiedzą, jak człowieka przybić do krzyża, aby czuł, że umiera. Skazany trafia wreszcie w ich ręce. Zdzierają z niego brudne, zakrwawione odzienie. Tłum aż syknął z zachwytu, widząc ciało Nazarejczyka pokryte licznymi ranami, broczącymi krwią.

Jezu, obnażyli Ciebie - Boga, aby jeszcze bardziej wyszydzić w Tobie to, co ludzkie. o­ni nie dostrzegli w Tobie serca pełnego dobroci. Ile razy, Panie, ja obnażam Cię w drugim człowieku. To takie proste: powiedzieć, że się kocha, ale trudniej kochać naprawdę.

I znów miłość... Kocham i widzę w człowieku to, co ludzkie, przede wszystkim jego ciało. Jezus obnażony staje się przedmiotem drwiny jak każdy obnażony człowiek. Zwłaszcza kobieta, zwłaszcza dziecko, każdy bohater wyuzdanych obrazów, filmów, ilustracji. Tworzy się na naszych oczach nowy kult, kult ciała – pięknego, zmysłowego, ponętnego, silnego. Ciała zaspokajającego prymitywne instynkty. Ciała oderwanego od własnej duszy i zdolności intelektualnych. Ciała niepojednanego z samym sobą. Obnażony Jezus kocha nas, ale przede wszystkim dusze, które chce doprowadzić do zbawienia. Żeby się pojednać z Bogiem, trzeba wyrzucić sobie nasze poniewieranie godności ludzkiej i chrześcijańskiej poprzez grzechy nieczystości popełnione
w samotności, narzeczeństwie i małżeństwie. Trzeba wypomnieć sobie demoralizację dzieci i młodzieży w rodzinie, środkach przekazu czy życiu publicznym. Trzeba pokochać człowieka jako zintegrowaną osobę, składającą się nie tylko z ciała.

Obnaż w nas, Panie Jezu, mroczne grzechy naszej duszy i pojednaj nas z samym sobą!

Stacja XI – JEZUS PRZYBITY DO KRZYŻA

- Na ziemię z nim! - wrzasnął kat.

Jego pomocnicy rozciągnęli ciało Jezusa wzdłuż krzyża.

- Wbijać!

Żołnierz uderzył energicznie młotkiem. Ciało skazańca drgało raz po raz konwulsyjnie, a z jego ust wydobywał się stłumiony krzyk. Gwóźdź wchodził między kości. Najpierw jeden, potem drugi. Potem ręce obwiązali sznurem, aby nie spadł z krzyża pod ciężarem własnego ciała. Kilku żołnierzy przygotowało liny i razem energicznie wciągnęło go na krzyż. Tłum śmiał się. Agonia potrwała kilka godzin, najsilniejsi wytrzymywali do trzech dni. Setnik, dowódca oddziału prowadzącego egzekucję przyniósł jeszcze tablicę z tytułem winy, którą zaczepił nad Jego głową: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. Teraz mógł sobie umierać.

Panie, proszę Cię, abym docenił to, co dla mnie zrobiłeś. Proszę, daj mi tę łaskę. Przybicie do krzyża jest ostatecznym potwierdzeniem i zaakceptowaniem całej dotychczasowej drogi Jezusa. Teraz nie ma już odwrotu. Słyszymy często śpiew: „To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech”. Łatwo nam wyśpiewuje się tę frazę, mniej jednak chyba ze świadomością, że zasadnicza wina za śmierć Jezusa leży nie tylko po czyjejś, ale przede wszystkim po mojej stronie. Grzech pychy uniemożliwia nam jednak zrozumienie tej bolesnej dla każdej jednostki prawdy. Z tym wiąże się brak odpowiedzialności, coś, czego zazwyczaj nie uznajemy za grzech. Nie odpowiadać za Kościół, bo to sprawa księży, nie odpowiadać za kraj, bo to sprawa rządu, nie odpowiadać za porządek w miejscu zamieszkania, bo to sprawa wójta. Ty, Jezu, dwa tysiące lat temu nie wypowiedziałeś tak popularnego dziś zdania: „To wasz problem, czy pójdziecie do piekła, czy do nieba”, lecz oddałeś życie za nas wszystkich, także za mnie, za mieszkańców Pieściróg – Starych i Nowych, Mogowa, Morg, Mokrzyc Włościańskich czy Chlebiotek…, za wierzących i niewierzących, za Żydów, Murzynów czy Chińczyków. To nie był tylko nasz problem i dzięki Ci za tę łaskę!

Stacja XII – JEZUS UMIERA NA KRZYŻU

Ewangelia według świętego Jana: „Jezus zaś, będąc świadomy tego, że wszystko się dokonało, zawołał – w czym wypełniły się również słowa Pisma – Pragnę! A było tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na gałąź hizopu gąbkę namoczoną w occie
i podano Mu do ust. Gdy Jezus poczuł smak octu, powiedział: Wypełniło się! Potem skłonił głowę i skonał”.

[CISZA]

Stacja XIII – JEZUS ZDJĘTY Z KRZYŻA

Nie ma już tłumu. Wszyscy poszli sobie do domów przygotowywać święto Paschy. Tylko kilku ludzi krząta się koło krzyża. Zdejmują trupa człowieka, który po przecięciu lin i wyjęciu gwoździ spada bezwiednie w ramiona jakiejś kobiety, tej samej, którą widział kilka godzin wcześniej. o­na płakała...

- Czy ja płaczę, widząc Ciebie martwego?

- Nie, bo każdego dnia korzystam z tej ofiary, jaką złożyłeś. To ofiara życia, dająca życie.

Przyjmuję Twoje Ciało i piję Twoją Krew - to tajemnica życia, której nie sposób zrozumieć bez tamtych chwil.

Więc jednak nie zostaliśmy sami. Po śmierci najbliższych nam osób, gdy już przeminą absorbujące i pracowite dni związane z uroczystością pogrzebu, pojawia się dojmujące uczucie pustki. Zaczyna się powolne jakby umieranie za życia. Jezus zdjęty z grobu, ale nie nieobecny zupełnie, nawet teraz. Jest stale wśród nas i nie tylko duchowo, lecz widzialnie, pod postacią chleba i wina. „Ja pozostanę z wami aż do skończenia świata”. Jest wśród nas, a my żyjemy, myślimy, zachowujemy się tak, jakby Boga nie było. Jeśli Boga nie ma, to nie ma Jego przykazań, Jego kultu, jest jedynie jakieś nasze mgliste wyobrażenie o tym, co dobre, a co złe. Lekceważymy Boga, jesteśmy wobec Niego nawet aroganccy, w konsekwencji gardzimy drugim człowiekiem, uważamy go za rzecz nam posłuszną. Czy ktoś kiedyś wyznał na spowiedzi grzech: „Lekceważę obecność Boga wśród nas”?

Umarłeś, Panie Jezu, ale nadal żyjesz. Spraw, by moje życie jedynie Tobie było oddane!

Stacja XIV – JEZUS ZŁOŻONY W GROBIE

Owinęli ciało w prześcieradło i zanieśli do pustego grobu w pobliżu. Tam zabalsamowali je i zabezpieczyli. Zasunęli masywny kamień i odeszli w smutku. Była już noc. Nadchodził czas bólu. o­ni znali go długo i naprawdę nie rozumieli, dlaczego tak musiało się stać...

Ty Panie miałeś rozwiązać te wątpliwości już niedługo. Boga nie da się zabić, a Bożej miłości zagłuszyć...

Po śmierci było radosne i chwalebne Zmartwychwstanie. Zaczął się dynamiczny wzrost dzieła zapoczątkowanego przez Jezusa – cywilizacja miłości. Jej budowanie nie przebiegało łatwo: wiele upadków, wynaturzeń, przekłamań, niejasności, niepotrzebnych śmierci... Szatan przecież nigdy nie złożył i nie złoży broni.

Zakończenie              
Kończy się nasza Droga Krzyżowa. Padło wiele gorzkich słów, ostrych sformułowań. Niestety, prawda boli, a kłamstwo koi skołatane dusze. Lecz Jezusowa prawda ma nie tylko moc uspokajania dusz, jest Prawdą Wieczną, która wybawia od potępienia. Rodzi się nieuchronne pytanie: co dalej? U progu trzeciego tysiąclecia warto przytoczyć słowa zmarłego niedawno religioznawcy Mircei Eliadego: „Wiek XXI będzie wiekiem religii, albo nie będzie go wcale”. Słowa te odnoszą się nie tylko do świata i ludzkości, ale nade wszystko do każdego z nas. Kim będę? Jakie życie wybiorę? Czy pełnię człowieczeństwa w komunii z Bogiem, czy pozornie ludzkie życie na poziomie nienasyconego stworzenia, które myśli jedynie o tym, co zjeść i jak najwygodniej żyć?

Spraw, Panie Jezu, abyśmy doczekali takiej Drogi Krzyżowej, w której nie będzie błagania o przebaczenie i nawoływania do pojednania, lecz w świętej jedności Królestwa Bożego wspominać będziemy tylko historię Męki i Ukrzyżowania Twojego...

 

 

Porządek nabożeństw

MSZE ŚWIĘTE w NIEDZIELE  I  ŚWIĘTA

8:oo  1
1:oo   17:oo

DNI  POWSZEDNIE

w okresie letnim - 18:oo

Święta Katarzyna